Mamo, tulę Cię do serca, kołyszę i bezwarunkowo przyjmuję całą. Smutną, przepracowaną, nieobecną, zimną, miękką, bezgranicznie kochającą, bezpieczną, spoconą, pachnącą obiadem... nie dającą wszystkiego, a dającą z siebie wszystko, co tylko potrafisz. Życzę Ci byś nie musiała przetrwać, a mogła żyć. Żyć w poczuciu bycia wystarczająco dobrą matką, a nawet wystarczająco dobrą córką, bo czemu nie... Żebyś mogła stanąć na ramionach swoich przodkiń i zobaczyć, że świat Cię chce. W kultowej książce Biegnąca z wilkami, Clarissa Pinkola Estés pisała: Pewnego razu przyśniło mi się, że opowiadałam legendę, i nagle poczułam, że ktoś zachęcająco poklepuje moją stopę. Spojrzałam w dół i spostrzegłam, że stoję na ramionach starej kobiety, która gładzi moje kostki i uśmiecha się do mnie. Powiedziałam jej: Kiedy pierwszy raz przeczytałam powyższe słowa poczułam, że jestem w domu. Tłumaczą one istotę herstory - wszystkie nasze biografie, mity, pamiętniki, prywatne odczucia są ważne, są polityczne i przekazują sprawczość kolejnym pokoleniom. Dziękuję za tą sprawczość matko i babko, mimo że nie jest ona jeszcze taka jakbyśmy chciały, przygotuję więcej miejsca kobietom, kroczącym po moich śladach. Mamo, życzę Ci także, aby archetyp Matki w Polsce wykopał się z absurdu, a jego cukierkowate, pozbawione żywych znaczeń świętowanie zmieniło się w szanowanie Twojej obecności. Aby ten prawdziwy respekt zakładał, że Twoje wybory są właśnie takie jak powinny i że to Ty o nich decydujesz, nikt inny. By pełnia Twojego doświadczenia nie była nazywana grzechem. Aby Twoje ciało znów stało się święte, bo każde ciało to przecież świątynia. By wybrzmiały prawdziwe historie - poczęć, poronień, aborcji, porodów, połogów, krwawień i przekwitań. Aby Twoje problemy stały się realne dla Ciebie i dla społeczeństwa, które będzie starało się wyjść im na przeciw, najlepiej jak potrafi. By nie było to w końcu tak trudne, bo będziesz godnie reprezentowana tam gdzie trzeba. By w maju świętowana była paleolityczna, krągła Wielka Matka, karmiąca, dająca życie, ale też pochłaniająca i przynosząca śmierć. Aby cykl życia-śmierci-życia będący częścią Twojej natury mógł się dopełniać w spokoju, bez obmierzłych, małodusznych komentarzy. By Twoja płodność nie ograniczała się do mężczyzny i procesów w trzewiach. By była doceniana bez względu na wynik Twoich starań i niestarań, by Twoje ręce i umysł mogły nią emanować, aby Twoje dzikie serce było żywe, włosy poplątane, a stopy bose, gdy masz na to ochotę. By ciało Twoje należało do Ciebie tylko, nie do potencjalnych mężów i dzieci. Kiedyś, na zajęciach z antropologii, dowiedziałam się, że ludzka empatia powstała dlatego, że rozwinął się u nas kciuk przeciwstawny. Z powodu specyficznej anatomii górnej kończyny i coraz bardziej płynnego posługiwania się narzędziami nasz mózg urósł tak, że porody nie mogły już odbywać się bez pomocy innych osobników. Dlatego też ludzkie społeczności wytworzyły współczucie, aby w momentach granicznych pomagać rodzącym. W ten sposób drugi człowiek stał się naszym naturalnym przedłużeniem, pomocnikiem w chwili, gdy jesteśmy najbardziej bezbronni. Choć nauka o tym milczy, czuję, że aborcje i poronienia, podczas których także musi dojść do porodu, także musiały wpływać na rozwój tych emocji wokół możliwości naszych płodnych ciał. Z całego serca życzę nam, aby drugi człowiek nie wykorzystywał świętych momentów egzystencjalnego otwarcia do politycznych manipulacji. Aby ciała nasze znów odzyskały pełnię swojej mistycznej mocy. Byśmy mogły przywołać do porządku aktem Ana-suromai, a Sheela-na-Gig zdobiły każdą bramę. By nasze kobiece piersi przestały być absurdalnie seksualizowanie od wczesnych lat dziewczęcych, a dawanie pierwszego pokarmu naszym dzieciom stało się normalną czynnością, która przypada przecież w udziale wszystkim ssakom. By żeńskie wartości, które każdy nosi w sobie, kojarzone były pozytywnie, a wyrażenia "jak dziewczyna", czy "jak baba" oznaczały: dumnie, mądrze i z gracją. By wszystkie Matki mogły być ludźmi, by mogły żyć, kochać, płakać, wkurwiać się i odmawiać na swoich warunkach. Abyśmy mogły poznawać kobiece wzorce osobowe na przestrzeni dziejów i swobodnie korzystać z dorobku naszych “intelektualnych matek”. Dla mnie są nimi Jolanta Brach-Czaina, Maria Janion, Simone de Beauvoir, Julia Kristeva, Mary Beard i Carol Gilligan - ich badania i postawione tezy stały się moimi życiowymi ratunkami i receptami na świadomą egzystencję. Wdzięcznością ogromną obdarzam też artystki, z którymi mogłam pracować i od których tyle się nauczyłam, pośród wielu były to Ela Jabłońska, Iwona Demko, Ania Rulecka, Violka Kuś, Monika Drożyńska i Agata Zbylut. Bez nich moje wypowiedzi byłyby niepełne i zdecydowanie mniej trafne. Wreszcie życzę nam, by odżywiająca korzenie wdzięczność płynęła do naszej wspólnej, niezaprzeczalnie zasłużonej i wyeksploatowanej do granic możliwości Matki Ziemi. By przestała ona być pomijana w obliczeniach, stała się pełnoprawną częścią narracji o przyszłości. By nie tylko od święta, budowane były z nią równościowe relacje, by mogła odpocząć od wymagań swojego najbardziej wyrodnego dziecka. By dziecko to spokorniało i nauczyło najadać się, nie więcej niż do syta. Podziel się tym tekstem:Utwór Chóru Czarownic pt. Matka z przejmującym tekstem Maliny Prześlugi:
1 Comment
|
AutorkaEwa Mrozikiewicz ArchiWum
Październik 2023
Kategorie |